Podczas WWDC 2011 Steve Jobs mówił o nowym centrum danych Apple zbudowanym w Północnej Karolinie – centrum danych, w którym zlokalizowana jest infrastruktura stojąca za usługą iCloud. W 2009 roku Apple obiecał zainwestować około 1 miliarda dolarów w to nowe centrum danych i jak dotąd zainwestował trzy czwarte tej kwoty odpowiadać te z Asymco. Na samą budowę budynku i aranżację lokalizacji rozdysponowano 750 mln dolarów, kwota ta nie uwzględniała kosztów nabycia serwerów czy platformy Azure, na której rzekomo miałby opierać się iCloud.
Ten poziom wydatków oznacza, że iCloud (oraz Siri i iTunes) jest drogi. Jako usługi mogą wydawać się efemeryczne, a nawet trywialne, ale wymagają oszałamiającego zaangażowania, na które niewielu może sobie pozwolić. Apple podjął to zobowiązanie i zrobiło to wcześnie, zanim na horyzoncie pojawiło się pierwsze ćwierć miliarda użytkowników. Jeśli platformy przeniosą się z lokalnych na rozproszone, a wartość przeniesie się ze sprzedaży na „poznanie siebie”, a wiedza ta będzie wymagała kontroli infrastruktury, wówczas liczba firm, które mogą uczestniczyć w rynku, drastycznie się zmniejszy. Nie tylko pod względem tego, kto ma możliwości, ale kogo w ogóle stać na ich zdobycie.
Niestety, pewnego dnia mieliśmy demonstrację, jak serwery firmy w Cupertino radzą sobie z pobieraniem kilku milionów kopii iOS 5 i nagrywaniem SHSH dla iTunes. Niestety demonstracja uświadomiła nam, że na razie Apple nie radzi sobie bez problemów z bardzo dużym ruchem, a miliony użytkowników pewnego dnia obudziły się z różnymi błędami wyświetlanymi przez iTunes podczas procesu aktualizacji. Nawet inwestując kolosalną sumę pieniędzy w nowoczesne centrum danych, w Apple wciąż jest miejsce na ulepszenie istniejącej infrastruktury.