Steve Jobs – normalny człowiek, bez arogancji i chętny do pomocy

  Wielu z tych, którzy znali Steve'a Jobsa w jego miejscu pracy, opisuje go jako tyrana, który nie słuchał opinii innych, chciał, żeby wszystko było zrobione tak, jak on chciał i nie był zbytnio zainteresowany, jeśli zranił czyjeś uczucia. Ci, którzy spotkali go w realnym świecie, mają o nim odmienne zdanie i opowiadanie opublikowane w serwisie Quora przedstawia inne oblicze Jobsa. Tam mężczyzna mieszkający na tej samej ulicy co Jobs opowiada, że ​​pewnego dnia przed domem byłego dyrektora generalnego Apple zepsuł mu się samochód i był bardzo zaskoczony, gdy otrzymał pomoc od niego i jego żony.

  Początkowo podeszła do niego żona Jobsa, poczęstowała go piwem, wezwała mechanika, aby mu pomógł, ale po krótkim czasie pojawił się także Steve, lecz ani jemu, ani mechanikowi nie udało się ponownie uruchomić zepsutego samochodu. Mężczyzna został zaproszony do domu rodziny Jobsów, zdał sobie sprawę, że przypomina on każdy inny dom, a para Jobsów zachowywała się i żyła jak normalni ludzie, a nie jak rodzina miliarderów. Niezależnie od tego, jak Jobs zachowywał się w pracy czy na wydarzeniach, w życiu prywatnym były dyrektor generalny Apple był zupełnie inny, twardo stąpający po ziemi i znacznie łatwiejszy w kontaktach. Poniżej cała historia.

Przez lata spotykałem się z młodą kobietą, której ojciec był sąsiadem Steve’a Jobsa w Palo Alto. Dlatego często przebywałem w okolicy, na kolacjach, przyjęciach itp. Widzieliśmy, jak Jobsowie przychodzą i odchodzą – mają „normalny” dom, bez bram, bez strażników, bez wysokich płotów, nawet nie dużej działki. Często, wychodząc późno w nocy z imprezy w domu mojej dziewczyny, przejeżdżałem obok ich domu i czasami widziałem Steve'a pracującego na komputerze Mac.

Któregoś popołudnia uczestniczyłem w imprezie, prowadząc stary samochód sportowy Sunbeam Alpine, którego miałem wówczas nieszczęście posiadać (http://www.passthespanner.com/?c…). Po imprezie odpaliłem Alpine, zjechałem z krawężnika i – jak to często bywa w klasycznych brytyjskich samochodach sportowych – zgasła instalacja elektryczna i z wdziękiem zatrzymałem się bezpośrednio przed podjazdem Jobsa.

Ich samochodów nie było, co mnie odetchnęło z ulgą, bo byłam pewna, że ​​uznają mnie za dziwnego prześladowcę. Wysiadłem, otworzyłem maskę i próbowałem szybko naprawić instalację elektryczną, aby przynajmniej odsunąć się dalej – i zadzwonić do AAA.

Oczywiście po około 15 minutach usłyszałem, jak za mną podjeżdżają dwa samochody i na podjazd Jobsów – Jobsowie byli w domu. Skuliłem się pod maską Alpine'a i miałem nadzieję, że tego nie zauważą – chociaż byłem jedynym innym samochodem na ulicy. Weszli do środka, na szczęście z dziećmi, nic nie mówiąc. Zamknąłem więc maskę i przygotowałem się do powrotu do domu rodziców mojej dziewczyny, aby zadzwonić do AAA.

Kiedy zakładałem kurtkę, usłyszałem wołanie po drugiej stronie ulicy za mną – podjazdem Jobsów – „Brytyjczyk czy Włoch?”. To była urocza żona Jobsa, Laurene. „Brytyjczyk” – powiedziałem – „i tak się zachowuje”. - Chcesz piwa? - spytała. Próbowałem odmówić (chyba na początku zszokowany), ale ona nalegała, powiedziała „nigdzie nie idziesz” i wróciła do domu – tylko po to, by wrócić z dwiema butelkami piwa.

Postanowiłem nie dać po sobie poznać, że wiem dokładnie, z kim rozmawiam – tak bardzo bałem się, że zostanę obsadzony w roli prześladowcy – ale scena, gdy stałem przy moim zepsutym samochodzie i piłem piwo z żoną Steve'a Joba, zaczynała się już robić dziwna . Więc zrobiło się dziwniej.

„Wiesz, mamy przyjaciela, który wie wszystko o tych promieniach słońca. Powinniśmy do niego zadzwonić.”

Błagałem ją, żeby tego nie robiła, żebym zadzwonił do AAA i poszedł sobie. Zostawiła piwo i wróciła na chwilę do domu, by wrócić i powiedzieć: „Już wychodzą, ale powiedzieli, że wpadną rzucić okiem”.

W tym momencie jestem w pełni pogodzony z jakąkolwiek historią, która się wydarzy. Zaczynało do mnie docierać, że to nie była tylko elita Doliny Krzemowej – to byli prawdziwi ludzie, którzy po prostu pomagali biedakowi. To było po prostu nieoczekiwane, biorąc pod uwagę, co możesz myśleć o takich ludziach: tak łatwo byłoby im po prostu mnie zignorować. Lub zadzwoń na policję.

Po około 15 minutach podjechał bardzo długi, bardzo czarny samochód, którego nie zidentyfikuję, i – Felini nie mógł tego wyreżyserować – przystojny pan w (chyba) smokingu i pięknie ubrana żona wyszli, aby obejrzeć mój samochód . To był przyjaciel Laurene, mechanik Promienia Słońca.

Protestowałem, wszystko zostało zignorowane. Mężczyzna w smokingu (do dziś nie mam pojęcia, kim był – nazwę go James Bond) zdjął marynarkę, otworzył maskę mojego samochodu i zaczął grzebać w środku, podczas gdy wszyscy odwiedzaliśmy go w przyjaznej atmosferze.

Więc Steve wychodzi.

W tym momencie – będąc przez wiele lat wielbicielem Jobsa – chyba wiedziałem, że jest to nieuniknione, ale jednocześnie się tego obawiałem i przewidywałem. Podszedł. Myślę, że on też pił piwo. I zapytał, co się dzieje. Dołączyło do niego jedno z dzieci.

Jobsowie rozmawiali i żartowali ze swoimi przyjaciółmi – ​​wystrojonymi po mistrzowsku, naprawiającymi mój samochód – a ja grzecznie im dziękowałem i starałem się nie zwymiotować na myśl o szaleństwie tej sceny. A potem oczywiście zrobiło się jeszcze dziwniej lub zabawniej, w zależności od tego, czy byłeś mną, czy nie.

James Bond kazał komuś spróbować uruchomić samochód. Rozmawiałem z Laurene, więc Jobs siada w Alpine i próbuje go rozkręcić – z dzieckiem siedzącym za nim. Niedostępne.

Muszę więc tu się zatrzymać – to moment Kodaka – coś, co chcesz zapamiętać. Jest piękny jesienny wieczór w Palo Alto. Twój samochód jest zepsuty. Formalnie ubrany bliski przyjaciel Steve’a Jobsa pracuje nad Twoim silnikiem. Rozmawiasz z absolutnie uroczą i przyziemną żoną Steve'a. Steve jest w samochodzie ze swoim dzieckiem i próbuje go uruchomić.

To jest ten moment. Nie często zbliża się się do ludzi takich jak Jobs, a tym bardziej w tak absurdalnej sytuacji, jak ta, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to po prostu naprawdę dobrzy ludzie. To normalni, zabawni, życzliwi, prawdziwi ludzie. Nie ludzie, o których mówi prasa. Steve nie jest maniakiem biznesu i designu, którego media uwielbiają przedstawiać – cóż, rzeczywiście nim jest, ale nie zawsze. To byli prawdziwi, mili ludzie.

Ale wciąż Steve Jobs. Samochód nie odpalił. James Bond złożył z powrotem smoking, przeprosił mnie (!) za to, że nie potrafił go naprawić. Powiedział, że to elektryka (oczywiście). Pożegnali się i odjechali swoim gigantycznym, cichym czarnym samochodem. Wysiadając, Steve powiedział coś w rodzaju „kupa gówna” i wrócił do domu. Klasyczny Steve – miał rację.

Laurene powiedziała „wejdź do środka i skorzystaj z telefonu”. W tym momencie nadal się z tym zmagając, poszedłem za nią do domu, przeskakując brudne pranie, które można znaleźć w prawdziwym domu każdego, i do kuchni, gdzie wskazała mi telefon z Bóg wie, ile linii. Zadzwoniłem do AAA, podziękowałem Laurene (po raz 50.) i spokojnie wyszedłem. Nigdy nie przyznałem się, że mam pojęcie, kim oni są.

Tydzień później podrzuciłem Jobsowi sześciopak piwa z liścikiem z podziękowaniami. Chyba tak, jak zrobiłby to każdy.

Jestem zwolennikiem Apple. Posiadam znaczną ilość akcji Apple. Nie da się uniknąć publicznej osoby i reputacji Steve’a Jobsa – doniesień medialnych. Jednak podobnie jak w przypadku innych winiet, które niektórzy opublikowali, nie słyszymy ani nie doceniamy osobistej strony Jobsa i jego rodziny. Zasługują na prywatność i jestem pewien, że musi być trudno ją utrzymać, ale druga strona tego jest taka, że ​​większość nigdy nie widzi, jak naprawdę są normalni. Kupiłem biografię, która ukazała się jesienią ubiegłego roku, ale jeszcze jej nie zacząłem. Mam nadzieję, że w sumie chodzi w równym stopniu o to, jakim przyzwoitym, prawdopodobnie genialnym, prawdziwym i troskliwym człowiekiem jest Steve Jobs: mężem, ojcem, sąsiadem i dyrektorem generalnym. Prawdopodobnie torturowany w swojej błyskotliwości. Zobaczyłem go w jego najbardziej osobistym żywiole – rodzinie i przyjaciołach – pewnego wieczoru przy zepsutym samochodzie w Palo Alto, zupełnie przez przypadek. Miałem szczęście – i byłem zachwycony. 

To jedno z moich najmilszych wspomnień.